18 sierpnia
Poznaniak Wojciech Rosik jest w trasie. Zaczął w Bieszczadach.
Zamierza pokonać cały odcinek graniczny
w polskich górach. O przebiegu wyprawy pisze w korespondencji
18 sierpnia zapowiada się niezwykle atrakcyjnie (super
pogoda, dobrana trójka włóczęgów, ciekawe obiekty na zaplanowanej trasie).
Nasz cel - Szczeliniec Wielki (919 m), najwyższa na kontynencie góra zbudowana
z niesfałdowanego piaskowca, pocięta licznymi szczelinami. Góry, których
nie ozdabiają na powierzchni skały, są mniej atrakcyjne dla oka. I tu nie
pomogą zaklęcia typu, że jesienią lasy są tak śliczne, a wiosną kobierce
łąk zakwitają milionami barw. Świat tworzony przez zaklęte w różnych układach
minerały stanowi przeciwwagę dla poziomych pięter roślinności, trzyma ten
cały układ w harmonijnej równowadze estetycznej.
W pewnym miejscu natrafiamy na wmurowaną w skałę tablicę. To tu 17 sierpnia
1997 r. wydarzyła się tragedia. Zamordowano tutaj dwójkę studentów.
Przejście przez labirynt Szczelińca Wielkiego to niebywałe przeżycie. Oryginalne turnie skalne, wysokie ściany, ciasne przejścia (niekiedy trzeba iść na czworaka, oczywiście plecak przodem). Zdjęcie plecaka w takiej chwili jest przykrą sprawą, ponieważ jestem z nim bardzo "zżyty". Tworzymy jedną, nierozerwalną całość.
Nocleg mamy zagwarantowany w Radkowie, a ponieważ podano nam niekompletny adres tego obiektu, dlatego w pewnej chwili stajemy zdezorientowani przed białym budynkiem należącym do WROFABU. Nam natomiast podano nazwę WROZAMET. Moja męska intuicja podpowiedziała wtedy "idź do kierownika i pogadaj z nim". I dobrze się stało, to była ta chałupa. Zostajemy ulokowani w...izolatkach. Takiej treści tabliczki są przyczepione na drzwiach naszych pokoi. Wynika to stąd, że jest to ośrodek kolonijno - wczasowy, stąd wymóg konieczny istnienia takich miejsc jak i sąsiadującego z izolatkami gabinetu lekarskiego.
WOJCIECH ROSIK