25 sierpnia
Poznaniak Wojciech Rosik jest w trasie. Zaczął w Bieszczadach.
Zamierza pokonać cały odcinek graniczny
w polskich górach. O przebiegu wyprawy pisze w korespondencji
Zaczynają się cztery ostatnie dni wyprawy. Szlakiem granicznym mamy zamiar przejść pozostałą część grzbietu Karkonoszy, od Spalonej Strażnicy do Szrenicy, z noclegiem na Hali Szrenickiej. Po drodze liczne skałkowe atrakcje na Słoneczniku. Rzucają się w oczy wielkie połacie zniszczonego lasu. To pozostałość po wielkiej przyrodniczej tragedii (imisja zanieczyszczeń z kierunku zachodniego), która zakończyła się unicestwieniem 700 ha lasów. Na przełęczy Karkonoskiej wpadamy na piwo - świetne na zakwasy. Kolejne skałki, Śląskie Kamienie. Wyszukiwanie odpowiednich chwytów i stopni i satysfakcja ze "zrobienia" jakiegoś wariantu. Wokół krajobraz jakby żywcem przeniesiony z Tatr Zachodnich. Trawersujemy Wielki Szyszak i docieramy do stacji radiowo-telewizyjnej nad Śnieżnymi Kotłami. Zaczyna grzmieć i dlatego szybko ruszamy ku niedalekiej już Szrenicy. Po stronie czeskiej rzuca się w oczy wielki owalny obiekt, który (o tym mówi mapa) jest miejscem, gdzie są źródła Łaby, jednej z największych europejskich rzek.
Sudety to łatwe góry. Ścieżki graniowe są albo wybrukowane lub skaliste. Szlaki prowadzące na grań szczytową są krótkie i nie strome. Raj dla turystów lubiących krótkie, łatwe wycieczki. Dla ambitnych włóczęgów znajdzie się tutaj także coś odpowiedniego (długie drogi graniowe). Na noc schodzimy do schroniska na Hali Szrenickiej. Tak się złożyło, że zapomnieliśmy o wieczornym posiłku. Zdążyliśmy zakupić w bufecie (dlaczego czynny tylko do 19.00) wody mineralne i kilka paczek herbatników.
WOJCIECH ROSIK