26 sierpnia
Poznaniak Wojciech Rosik jest w trasie. Zaczął w Bieszczadach.
Zamierza pokonać cały odcinek graniczny
w polskich górach. O przebiegu wyprawy pisze w korespondencji
Schodzimy do Szklarskiej Poręby. Zmiana harmonogramu na ten dzień wynika z faktu odprowadzenia naszej studentki, Gosi, na przystanek autobusowy. Mijamy wodospad Kamieńczyka (obiekty w jego otoczeniu otwierane są o 10.00 - kpina), w Szklarskiej żegnamy Gośkę, a następnie idziemy kupić coś w sklepie spożywczym. Po drodze wpadam na pomysł, aby pani sprzedawczyni zagrzała nam czajnik wody. Miła pani przyjmuje tę propozycję. Robimy duże zakupy by następnie ,przy przysklepowym stoliczku, zjeść pyszne śniadanie. Towarzyszy nam miejscowy kotek, dosyć natrętna bestia. Dostaje od nas papierek, po serku twarogowym, do oblizania. Robi to perfekcyjnie.
Ten dzień to trawers Gór Izerskich, gór oszpeconych, lecz także gór, które podnoszą się z tego stanu. Widzimy połacie terenu bez lasów, widzimy młode nasadzenia. Przeważają świerki, jest też niewiele modrzewi. Las będzie żył. Mijamy nieczynną już kopalnię kwarcu, a nieco dalej z bólem w sercu obserwuję biedne konie, ciężko pracujące przy zwózce drewna z lasu. XXI wiek, a zwierzęta pracują w tak ciężkich warunkach. W samo południe wchodzimy na szczyt Wysokiej Kopy (1126m), najwyższego szczytu Gór Izerskich. Teoretycznie brak szlaku na wierzchołek (na mapie), a w praktyce jest wyznakowany. Dziwne, ale prawdziwe. Przed przełęczą Mokrą natrafiamy na tablicę informującą o znajdującej się tutaj ostoi cietrzewia. Na nocleg lądujemy w Domu Wypoczynkowym "Słowaczka", w Świeradowie Zdroju. W dniu, w którym kończą się definitywnie prawdziwe góry, nocujemy w komfortowych warunkach. Wieczorem wypad na miasto, "obrabowanie" bankomatu, degustacja lodów, piwo. Jako sąsiadów mamy licznych Niemców i niewielu rodaków.
WOJCIECH ROSIK