Na Stożek i Czantorię
Poznaniak Wojciech Rosik jest w trasie. Zaczął w Bieszczadach.
Zamierza pokonać cały odcinek graniczny
w polskich górach. O przebiegu wyprawy pisze w korespondencji
Mija 31 dzień wyprawy (31 lipca). Jest on ostatnim dniem
"górskim". Potem czeka mnie i moich (nie wszystkich) współtowarzyszy 12 dni
wędrówki przez tereny płaskie, co nie oznacza, że pozbawione uroku. Dla własnej
frajdy podsumowałem "zdobyte" punkty do Górskiej Odznaki Turystycznej. Jest
ich do tej pory ok. 700. Oczywiście nie mam zamiaru ich weryfikować.
Idziemy dalej na Stożek (987 m) i Czantorię (995 m). Z tą częścią Beskidu
Śląskiego wiążą mnie miłe wspomnienia. Tu 17 lat temu spędziłem wspaniałe
wakacje z synem Piotrem. Stąd (z Wisły) pochodzi też Adam Małysz, a obok
mieszka Antoni Piechniczek - wielcy polskiego sportu.
Na szczycie Kiczory wchodzę na granicę Republiki Czeskiej. Szlak na Stożek
w dolnej części jest przeciętny, pięknieje jednak wraz z wysokością. Mało
tu turystów. Do szczytu spotykamy ich zaledwie sześciu. Pomiędzy Stożkiem
a Czantorią było ich już 173 oraz jeden kolarz. Szczyt Czantorii nie zachęca
do dłuższego pobytu. W miejscu, w którym wchodzimy na szczyt stoją dwie obskurne
budy (strzelnica i wylęgarnia pamiątek). Szybko więc zbiegamy do Ustronia.
"Na otarcie łez" nocujemy w schronisku PTSM w dwóch apartamentach.
WOJCIECH ROSIK