Kolejowe krajobrazy
Poznaniak Wojciech Rosik jest w trasie. Zaczął w Bieszczadach.
Zamierza pokonać cały odcinek graniczny
w polskich górach. O przebiegu wyprawy pisze w korespondencji
Etap z Kietrza do Głubczyc 7 sierpnia nazwaliśmy etapem kolejowym. Pociągi nie kursują na tej trasie od czterech lat. Powierzchnia pomiędzy szynami jest na tyle wyrównana, że umożliwia w miarę szybki marsz. Mijamy ziejące czarnymi oczodołami ruiny nieistniejących stacji kolejowych i martwe wiadukty. W okolicy Racławic Śląskich przystajemy przy moście kolejowym przecudnej urody. Utrwalam ten obiekt na kliszy fotograficznej, bo nie jestem pewien, czy za jakiś czas nie zniknie z krajobrazu.
Problemem nieczynnych linii kolejowych zajmują się ostatnio specjaliści różnych dyscyplin naukowych. Przyrodnicy widzą w nich miejsca, które staną się korytarzami ekologicznymi, łącznikami pomiędzy grupami roślinności.
Urocze tory kończą się z chwilą dotarcia do stacji kolejowej w Racławicach Śląskich. Stamtąd asfaltem dochodzimy do Prudnika.
Kolejny dzień mija (czy to cud?) bez asfaltu. Tak umiejętnie lawirujemy w przyrodniczo-technicznej układance, że depczemy tylko runo leśne, czynny tor kolejowy i polne ścieżki. Nasze nogi nie spoczęły na czarnym i w nagrodę dane nam było oglądać urocze sarenki.
Jutro dzień odpoczynku! Hurra! A potem Śnieżnik, czyli góry...
WOJCIECH ROSIK