Osiągnięcia/Puszcza SOS



"Puszcza SOS" - zbiórka podpisów o powiększenie parku narodowego na cały obszar Puszczy Białowieskiej - 1 października 2006 - 15 stycznia 2007.
Obejrzyj zdjęcia
Więcej zdjęć (na stronie AKNGP)
Obejrzyj prezentację PP wyświetlaną na uczelni
Relacja Piotrka ze szkolenia w Białowieży


Akcja, prowadzona przez organizację ekologiczną WWF Polska, ma na celu zebranie 100 tys. podpisów pod apelem do Prezydenta i Premiera w sprawie powiększenia parku narodowego na obszar całej polskiej części Puszczy Białowieskiej. Więcej informacji znajdziesz na Stronie WWF Polska.

Nasze działania:

Podczas zbierania podpisów współpracowaliśmy z Akademickim Kołem Naukowym Gospodarki Przestrzennej. Wspólnie zorganizowaliśmy na WNGiG akcję zbierania podpisów,połączoną z pokazem slajdów ukazujących problem ochrony Puszczy Białowieskiej. Ładnych kilka dni nasi dzielni aktywiści zbierali podpisy na korytarzu przy salach wykładowych. Akcja przyniosła sporo podpisów. Można powiedzieć, że Wydział został zdobyty:)

Podczas GIS-Day na Wydziale udało nam się zebrać około 90 podpisów. Podziękowania należą się zbierającym (Marta, Gruber & wsparcie z SKNG)!

Podczas targów POLEKO zbieraliśmy podpisy, współpracując m.in. z Pracownią na Rzecz Wszystkich Istot i Ogólnopolskim Towarzystwem Ochrony Ptaków. Nasi aktywiści (Marta i Piotrek) spisali się dzielnie zbierając całkiem pokaźną liczbę podpisów. Dziękujemy również za pomoc Asi i Jackowi z zaprzyjaźnionej sekcji KIOŚ!

Nasz udział w akcji zakończyliśmy 15 stycznia 2007. DZIĘKUJEMY WSZYSTKIM, którzy pomagali w zbieraniu podpisów!! Razem z nami zbierało wiele osób: członkowie SKNG, studenci z naszego wydziału, nasze rodziny, przyjaciele i znajomi. Zbieraliśmy w różnych miejsach: na uczelni, w czasie konferencji naukowych, wśród znajomych ze ścianki wspinaczkowej, na imprezach, na kursie tańca, a nawet....w pociągu. Każde miejsce było dobre, żeby zebrać jeszcze więcej podpisów! Oczywiście najłatwiej było przekonać studentów: nasze listy krążyły na innych wydziałach naszej uczelni, na Politechnice i Akademii Rolniczej, a także na uczelniach w Piotrkowie Trybunalskim, Szczecinie i Wrocławiu. Również uczniowie chętnie pomagali: dostaliśmy wypełnione listy m.in. ze Słupcy, z Poznania, Wołowa i Włoszczowy.

Zabawnym akcentem, świadczącym o powodzeniu naszej akcji,są naklejki z logo "Puszcza Białowieska puszcza SOS", które można spotkać wszędzie: na słupie telegraficznym, torbie osoby w tramwaju albo nawet w toalecie w Czytelni!

Podczas naszej akcji zebraliśmy łącznie 2688 podpisów!!!

Petycję poparło co najmniej 22 pracowników naukowych naszej uczelni, w tym 9 profesorów. Ponadto udało nam się zdobyć podpisy: eurodeputowanego Tadeusza Zwiefki, Janusza Łakomca - dyrektora Zespołu Parków Krajobrazowych Województwa Wielkopolskiego, Marka Brody - dyrektora Zespołu Parków Krajobrazowych Województwa Śląskiego, pracowników Wielkopolskiego Parku Narodowego i parków krajobrazowych.

Dziękujemy serdecznie wszystkim, którzy poparli apel! Mamy wielką nadzieję, że nasz wspólny wysiłek nie pójdzie na marne! Postaramy się na bieżąco śledzić wydarzenia dotyczące statutu Puszczy Białowieskiej i informować o wszelkich zmianach w tej sprawie.

Poniżej historia, jak to się wszystko dla naszej grupy zaczęło, a także pare słów o szkoleniu dla wolontariuszy:

Opowieść Piotrka
Początki

Wszystko zaczęło się niewinnie. 30 września dostałem mejla z konta SKNG. Jak się później okazało wysłała go Karolina Biedrzycka, która stwierdziła, że akcja dotycząca Puszczy Białowieskiej może nas - było nie było osoby związane z tematem parków narodowych - zainteresować. Miała rację :)

Z mejla od Karoliny dowiedziałem się o programie "Puszcza Białowieska puszcza S.O.S" (przy okazji: oryginalny pomysł na hasło). Akcja prowadzona jest przez polski oddział organizacji ekologicznej WWF i ma na celu uzyskanie poparcia społecznego dla idei powiększenia Białowieskiego Parku Narodowego. WWF dąży do tego, aby granicami Parku objąć cały obszar Puszczy (obecnie jest to zaledwie ok. 17%), bo tylko wtedy można zachować unikatowe walory tego ostatniego prawdziwie naturalnego lasu nizinnego Europy. Jeśli się nie uda - presja Lasów Państwowych, a dokładniej - pił tarczowych drwali doprowadzi do przekształcenia Puszczy w zwykły las gospodarczy, jakich tysiące hektarów znajdziemy już na terenie Polski. Gra toczy się więc o dużą stawkę.

"Uzyskanie poparcia społecznego" tłumacząc z polskiego na nasze oznacza po prostu zebranie podpisów pod listem otwartym do Prezydenta i Premiera. List ten zawiera bardzo proste postulaty (pozwolę sobie przytoczyć dosłowny cytat):

Postulaty niewątpliwie słuszne, akcja dobrze pomyślana, cel szczytny, na dodatek zbieżny z naszą działalnością w Kole - wszystko przemawiało za tym, żeby się w to włączyć. Już po rozmowie z Robertem Buciakiem z WWF dowiedziałem się, że na ten sam pomysł wpadli ludzie z koła Gospodarki Przestrzennej. "Kupą mości panowie" - mawiał pan Zagłoba i ja dostosowałem się do tego powiedzenia. Skontaktowałem się z Andrzejem Blaszko - szefem AKNGP i ustaliliśmy plan działania.

Zbiórka podpisów na uczelni

Andrzej wymyślił, że fajnie byłoby zrobić prezentację PowerPoint na temat akcji i zbierać podpisy na korytarzu. Od pomysłu do realizacji droga nie była prosta - trzeba było uzyskać zgodę dziekana, administratora budynku, a także skombinować ekran do rzutnika (co wbrew pozorom wcale nie było proste). Po przezwyciężeniu wszystkich trudności rozpoczęliśmy akcję. Wprawdzie przez spóźniony start nie udało nam się w zasadzie zaistnieć podczas Festiwalu Nauki i Sztuki, ale później było już znacznie lepiej. Akcja rozkręcała się z dnia na dzień, a prawdziwych rumieńców nabrała wtedy, gdy dysponowaliśmy już ulotkami i naklejkami. Ale nie uprzedzajmy faktów...

Równolegle z "medialną" (kto był na Wolinie, ten wie, jakie to ma znaczenie) akcją na korytarzu wydziału, spory zespół ludzi ruszył z formularzami do zbierania podpisów "w lud". Starałem się obstawić wszystkie kierunki, gdzie tylko mam jakichś znajomych. Formularze rozpełzły się również poza wydział - m.in. na Polibudę i Akademię Rolniczą, a nawet... na ściankę wspinaczkową. W miarę jak zapełniają się podpisami, wracają do mnie coraz szerszym strumieniem.

Tymczasem okazało się, że w Białowieży WWF organizuje szkolenie, na które zaproszono 3 osoby z naszego wydziału. Andrzej i Michał Urbański z AKNGP szybko zajęli dwa miejsca, dla mnie zostało ostatnie. Taką nieliczną, lecz silną ekipą wybraliśmy się poznać ostatnią pierwotną puszczę Europy...

Wyprawa do pierwotnej puszczy

Podróż początkowo przebiegała pod znakiem ożywionej konwersacji, później przez pewien czas uzupełnialiśmy braki snu (które mi dawały się dość mocno we znaki). Pierwsza przesiadka - Kutno. Tutaj mieliśmy okazję podziwiać dworzec z ciekawymi przykładami reliktów socjalizmu. Następna przesiadka w Warszawie wiązała się z pewną nerwowością, ponieważ w wyniku spóźnienia pociągu drastycznie skrócił nam się czas potrzebny na dotarcie do następnego składu. Na szczęści trafiliśmy bez problemu, co więcej - usiedliśmy w przedziale, w którym jechała dwójka przyszłych uczestników szkolenia, jak również Magda - mieszkanka Hajnówki u wrót Puszczy. Oczywiście natychmiast wykorzystaliśmy tę okazję rozpoczynając tzw. integrację. Biedna Magda musiała odpowiedzieć na grad pytań dotyczących tzw. ściany wschodniej, ludzi tam żyjących i ich zwyczajów (szczególnie kiedy dowiedzieliśmy się, że jest prawosławna). Rozmowa ciągnęła się również w następnym pociągu, który z Siedlec miał nas zawieźć prosto do Hajnówki. Magda opowiadała o różnych prawosławnych zwyczajach (wiedzieliście, że na kapłana mówią "bat'uszka"?) i w ogóle o życiu na wschodzie. Momentami było zabawnie - jak wtedy, gdy nie mogła pojąć, że u nas na rudą osobę nie mówi się ryża (tak mi to utkwiło w pamięci, że na szkoleniu Paulinę z Krakowa ochrzciłem właśnie Ryżą). Na pogawędce i obserwowaniu wschodnich krajobrazów czas mijał szybko i ani się spostrzegłem, jak dotarliśmy do Hajnówki. Tam z pociągu wysypali się pozostali uczestnicy konferencji i wszyscy razem busem pojechaliśmy do Białowieży, do uroczego schroniska PTSM "Paprotka", które miało się stać na weekend naszym wspólnym domem.

Wszyscy byli już dość zmęczeni i wygłodniali, więc zaraz po rozpakowaniu się (niektórzy - tak jak ja - nie mieli za bardzo czego rozpakowywać) niczym wataha białowieskich wilków rzuciliśmy się na jedzenie. Kiedy już wszyscy zaspokoili apetyty zaserwowano nam najpierw film wyjaśniający, dlaczego tak naprawdę całą tę Puszczę należy chronić. Znakomitym uzupełnieniem było uwagi Stefana Jakimiuka oraz spotkanie z dr Januszem Korbelem, którzy - mówiąc nieco żartobliwie - zęby zjedli walcząc w obronie Puszczy. Pan doktor lekko i dowcipnie opowiedział nam historię walki o powiększenie Parku, wplatając przy okazji wiele anegdot (np. o zagranicznym aktywiście ekologicznym, który przypiął się do ministra środowiska). Przy okazji była możliwość zadawania mniej lub bardziej niewygodnych pytań, z czego oczywiście skwapliwie skorzystałem.

Po ciekawym, lecz nieco przydługim spotkaniu większość zmęczonych uczestników udała się szybciutko do swoich łóżeczek. Pozostali nieliczni (tak, tak, dobrze myślicie :), którzy uznali, że integracja rzecz święta, a "wyśpisz się po śmierci". Andrzej z Michałem wybrali wersję terenową (skończyło się na piwku za 9 [sic!] złotych z hotelowej restauracji), ja natomiast uskuteczniałem na miejscu tzw. nocne Polaków rozmowy.

Następnego ranka wstawanie nie należało do najłatwiejszych czynności. Na szczęście smakowite śniadanie przygotowanie przez dzielną ekipę kuchenną było mocnym argumentem za podniesieniem się z łóżek. Ujawniła się przy okazji stereotypowa przedsiębiorczość naszej ekipy z Poznania - próbowaliśmy rozkręcić w schronisku usługi prostowania włosów. Szkoda, że nie było chętnych, bo prostownicę mieliśmy, a i zniżki studenckie obowiązywały...

Niebawem ruszyliśmy w teren. Tego dnia modliłem się, żeby nie spadł deszcz, ponieważ ilość moich ubrań na przebranie była mniej niż skromna. Na szczęście pogoda była całkiem dobra, jeśli nie liczyć przenikliwego zimna (o czym zapomniałem, przyjeżdżając tam z ciepłego Poznania). Wycieczkę do obszaru ochrony ścisłej w Parku odbyliśmy w 2 grupach. Naszymi przewodnikami byli ojciec z synem. Na całe szczęście trafiłem do grupy prowadzonej przez tego ostatniego (miał na imię Mateusz), ponieważ (jak się później okazało) słuchanie ze zrozumieniem drugiego przewodnika przez okres dłuższy niż 10 minut graniczyło z cudem. Po prostu - wypowiadał słowa z prędkością karabinu maszynowego, a o intonacji zdaniowej nie miał za bardzo pojęcia.

Nasz przewodnik tymczasem pozbawiony był wad swojego ojca. Mówił nie za dużo, za to ciekawie, na dodatek z lekką nutką ironii. I tak zagłębiliśmy się pierwotny las, podziwiając jego piękno i odkrywając powoli część tajemnic. Każdy mógł skonfrontować swoje wyobrażenia dotyczące wyglądu prastarej puszczy z rzeczywistością. Mateusz opowiadał o roli martwego drewna, zwracał uwagę na wielką różnorodność gatunkową, pokazywał też różnice w myśleniu między przyrodnikami, a leśnikami (znając dobrze obie strony barykady - z wykształcenia był leśnikiem). Nie stronił również od pytań i zagadek - w pamięci utkwiło mi szczególnie odgadywanie, jakie 4 różne zwierzęta obgryzły 4 szyszki, które Mateusz wyciągnął w pewnym momencie z jakiegoś zakamarka w korzeniach dębu.

Wydrążony pień

Po ciekawej, lecz dość męczącej wyprawie wszyscy z wielkim apetytem zjedli obiad. Dla studenta obiad w ogóle jest pojęciem abstrakcyjnym, a ten na dodatek spełniał wszystkie kryteria - był obfity, pożywny i smaczny :), dlatego też spałaszowaliśmy go bardzo szybko. Po posiłku przyszła pora na krótką wizytę w schronisku, a później wróciliśmy do Muzeum Parku. Byłem tam już drugi raz, ale z wielką przyjemnością zwiedzałem ten na wskroś nowoczesny obiekt. Największe wrażenie robią z pewnością dioramy (czyli mówiąc po ludzku: wypchane zwierzęta i fragmenty roślin zaaranżowane w ten sposób, że tworzą obrazek podobny do naturalnego). Na początku takie dioramy są oświetlone niebieskawym światłem udającym noc. Przewodnik wciska guziczek na pilocie - i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki budzi się dzień. Światło stopniowo się zmienia, poza tym odzywają się głosy zwierząt, szum wiatru czy płynącej wody. Świetnie zaaranżowane "obrazki" (np. polowanie wilków na jelenia) plus światło i dźwięk - wszystko razem tworzy znakomity efekt. Dalsze wystawy są również ciekawie pomyślane - mi bardzo spodobały się fragmenty ekspozycji dotyczące bartnictwa oraz kolei. W kilku miejscach muzeum umieszczono komputery działające na dotyk, które dodatkowo uatrakcyjniały zwiedzanie.

Po zwiedzeniu zasadniczej części ekspozycji weszliśmy na wieżę widokową, żeby podziwiać panoramę Białowieży (obszaru ochrony ścisłej leżącego na północy akurat stamtąd nie widać). Potem jeszcze rzut okiem na wystawę zdjęć - i już pędzimy do schroniska. A tam bardzo ciekawa prelekcja Karola Zuba - współautora książki "Drugie życie drzewa". Po tym pokazie każdy z nas (a ja już na pewno) został przekonany, że pozostawianie martwego drzewa w lesie ma głębokie sens.

Fragment ekspozycji - ryś

Pokaz, po którym oczywiście nie obyło się bez kilku pytań do autora, był ostatnim "dydaktycznym" punktem programu. Na wieczór zaplanowano ognisko - więc wzięliśmy co kto miał najcieplejszego na siebie, dodając do tego schroniskowe koce - i pojechaliśmy kilka kilometrów dalej, gdzie czekali już na nas sympatyczni starsi państwo. Niebawem pojawiła się grochówka, pyszny bigos i...grzane piwo. Biesiada była świetna! Przy stole oraz przy cieplutkim ognisku rozmowy toczyły się na wiele tematów. Niektórzy dyskutowali na tematy okołopuszczańskie albo sprzeczali się o przynależność gatunkową żbika i kota, inni po prostu pogłębiali integrację. Dość szybko zawiązała się też grupa wokalna, która zafundowała wszystkim rozbudowany repertuar piosenek ogniskowych. Początkowo bardziej interesowały mnie różne pogawędki, jednak później zamiłowanie do śpiewania (nie mylić z umiejętnością śpiewania) wzięło górę i przyłączyłem się do śpiewaków. Humory wszystkim dopisywały, szczególnie męska część śpiewającego grona świetnie się bawiła. Zabawa była na tyle dobra, że doszło nawet do reaktywacji boysbandu Just 5 w nowym, znakomitym składzie. Szkoda tylko, że dość szybko musieliśmy wracać do "Paprotki". No, ale tam czekały na nas jeszcze sprawy organizacyjno-techniczne: Robert zebrał formularze z podpisami, potem każda grupa odebrała czyste formularze, plakaty, ulotki, naklejki - etc. Dalsza część wieczoru dla jednych oznaczała już szybkie udanie się w objęcia Morfeusza, dla innych - imprezę integracyjną "na pokładzie" piętrowych łóżek w pokoju nr 2. Się działo :)

Następnego dnia większa część grupy powędrowała ścieżką Żebra Żubra do Rezerwatu Pokazowego, ja natomiast zrobiłem sobie swoisty "szlak ekumeniczny". Najpierw byłem na mszy w kościele rzymskokatolickim (fantastyczne konfesjonały zrobione z najróżniejszych drewnianych części - od dużych desek do malutkich gałęzi; szkoda, że nie miałem aparatu). Po mszy poszedłem obejrzeć zbór metodystów, a na koniec trafiłem (wreszcie!) na nabożeństwo w cerkwi. Jest zupełnie inne niż nasze - pod znakiem palących się świec, wszechobecnego zapachu kadzidła i śpiewu. Jak oni śpiewają - coś pięknego!

....tuż za rogiem

Z cerkwi wróciłem do "Paprotki", skąd Stefan zawiózł mnie do Hajnówki. Ponowne spotkanie z całą wesołą czeredą, pożegnania z organizatorami i częścią uczestników - i za chwilę jechaliśmy już szynobusem do Warszawy. Wprawdzie nie powtórzyły się wokalne popisy z zeszłego dnia, ale była okazja do wielu pogawędek. Oczywiście nie obeszło się bez wymiany kontaktów, obietnicy przesłania zdjęć i pisania mejli. Zżyliśmy się ze sobą przez ten krótki czas i powstały już pewne pomysły, żeby powtórzyć nasze spotkanie w podobnym (a najlepiej identycznym) gronie. Mam nadzieję, że plany wypalą, a jak będzie naprawdę - czas pokaże. Póki co chciałbym podziękować organizatorom z WWF oraz wszystkim uczestnikom za rewelacyjny weekend! Oby nasza wspólna akcja przyniosła oczekiwane owoce!




Przejdź na górę strony
Czytaj o innych projektach