Przejście przez góry wzdłuż południowej granicy Polski

Wyprawa jest jednym z najważniejszych wydarzeń turystycznych i wyczynowych w Polsce roku 2002.

Wojciech Rosik - pracownik Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu przeszedł z grupą polskich turystów i studentów całą południową górską linię graniczną.
Zrobili to w dwa miesiące!
Łącznie blisko 800 km!

MENU
Raport końcowy

Informacje wstępne

Czas wyprawy

Droga

Trochę liczb

Noclegi

Wyżywienie

Wyposażenie

Komunikacja

Zdrowie

Dokumentacja

Nasz dzień

Zamiast zakończenia



Strona główna

Trasa

Wojciech Rosik


Patronat medialny:
Gazeta Wyborcza
Aktualizacja: 10 stycznia 2003
Raport końcowy

Informacje wstępne.

Uczestnicy wyprawy realizowali cząstkowe problemy podporządkowane tematowi głównemu. Częścią krajoznawczą zajęła się Ewa Polańska z Warszawy, reprezentująca Klub Zdobywców Korony Gór Polski, częścią naukową pracownicy naukowo-dydaktyczni Wydziału Nauk Geograficznych i Geologicznych oraz studenci Centrum Turystyki i Rekreacji. Częścią sportową projektu zajął się Wojciech Rosik, któremu dzielnie towarzyszyli w różnym wymiarze czasu Tomasz Piecuch z Gorlic (38 dni), Jan Bałdys z Jawora (24 dni) oraz Przemysław Gąsior z Gorlic (2 dni). Funkcje te zawsze były rozdzielone. Nie można bowiem ściśle ze sobą połączyć typowego krajoznawstwa (zwiedzanie kościołów, izb regionalnych i muzeów, połączone ze zbieraniem pieczątek) z działalnością naukową (badania ankietowe, pomiary meteorologiczne na szlaku) i wyczynem. W tych kwestiach nie było zgody pomiędzy osobą realizującą część krajoznawczą a pozostałymi uczestnikami wyprawy. Niemniej karawana szła ciągle do przodu. Część zbuntowana lub nie mogąca iść dalej wybierała autobus lub busik. Nieporozumienia, jakie w związku z tym miały miejsce na trasie wyprawy, wynikały z braków kondycyjnych, braku treningu na dłuższych górskich drogach, braku umiejętności chodzenia po skałach i z kiepskiej psychicznej konstrukcji organizmu. Aby chodzić po górach należy być wszechstronnie do tego przygotowanym. Nie wystarczą zdobyte odznaki i odpowiednie papiery.

1 lipca 2002- Okolice Przełęczy Użockiej - początek wyprawy
1 lipca 2002- Okolice Przełęczy Użockiej - początek wyprawy
Fot. Wojciech Rosik

Spędziłem (piszę w liczbie pojedynczej, ponieważ tylko ja przeszedłem całą wyznaczoną trasę) w polskich górach prawie dwa miesiące. To na tyle długi okres czasu, aby poczynić niekiedy ulotne a innym razem bardzo precyzyjne obserwacje dotyczące różnorakich elementów z nimi związanych. Trasa, od Przełęczy Użockiej do Nysy Łużyckiej, ma ponad 1100 km długości. Z wyprawowych 59 dni, w drodze byłem 50 dni. Pozostałe 9 dni to czas zasłużonego odpoczynku. Przez ten okres starałem się wnikliwie obserwować to wszystko, co posłużyłoby do rzetelnej analizy wszystkich elementów składających się na pojęcie szlaku turystycznego m.in. oznakowania, bazy noclegowej i jej wyposażenia, wyżywienia, cen itp. Obserwacji poddani zostali także użytkownicy szlaków, mniej lub bardziej zasługujący na to miano, turyści.

Na precyzyjną analizę przyjdzie pora po opracowaniu zebranych materiałów, w tym 163 ankiet. Mając to na uwadze przedstawiam ogólną charakterystykę polskich gór.

19 lipca 2002 - Rysy (2499 m n.p.m.)
19 lipca 2002 - Rysy (2499 m n.p.m.)
Fot. Wojciech Rosik

Poza Pieninami, Tatrami i Karkonoszami letni ruch turystyczny w górach nie istnieje lub jest minimalny.

Ta prawda służy tylko tym nie odwiedzanym górom, ale czy to jest normalne? Nie wynika ten stan z faktu braku rozreklamowania np. Beskidu Niskiego. Przyczyny tego zjawiska należy szukać w ogólnym zubożeniu społeczeństwa, propagowaniu wśród młodzieży mało atrakcyjnych sposobów spędzania wolnego czasu (komputery, dyskoteki, salony gier itp.) oraz kuszenie, tych co mają nadmiar gotówki, plażami na Karaibach czy wyspach Oceanii. Przewiduję, że o ile ten stan potrwa dłużej, to straci na tym polska turystyka, a obiekty, które do tej pory służyły rodzimej turystyce, zostaną przejęte przez osoby lub instytucje z tą formą aktywności ludzkiej niewiele mające wspólnego. Wypadną wtedy z obiegu ogniwa, które do tej pory pozwalały turystom na włóczenie się po górach od schroniska do schroniska. Ruch turystyczny ograniczy się do wypadów z jednej, nie zawsze górskiej bazy.

Góry bez turystów są chore i niebezpieczne dla tej niewielkiej garstki ludzi, którzy po nich chodzą (zabierajcie zawsze ze sobą telefon komórkowy i znajcie numery ważnych telefonów w najbliższej okolicy).

GÓRY to cudowna forma prezentacji przez naturę jej możliwości twórczych i kompozycyjnych. Klocki składające się na to pojęcie były tak różnorodne, że umożliwiły ułożenie bardzo wielu, mniej lub bardziej atrakcyjnych konstrukcji. To z kolei pozwala na umiejętne dopasowanie własnych predyspozycji do odpowiedniego środowiska górskiego. Góry są piękne, ale są też, jak piękna kobieta, niebezpieczne.

Komfort w górach zapewniają, oprócz dobrej pogody, na odpowiednim poziomie postawiona baza wypoczynkowo-żywieniowa, perfekcyjna informacja turystyczna oraz umiejętne zagospodarowanie szlaków. Oczywistym wydaje się, że tą wyliczankę należy uzupełnić dobrym partnerem (ewentualnie partnerami) i wyśmienitą kondycją. Jak widać wiele elementów składa się na to co nazwałbym szczęśliwym dniem spędzonym w górach.

17 lipca 2002 - Łapsze Niżne (Spisz): skutki powodzi letniej
17 lipca 2002 - Łapsze Niżne (Spisz): skutki powodzi letniej
Fot. Wojciech Rosik

Zanim wybierzesz się w góry zapoznaj się z ogólnie dostępnymi materiałami dotyczącymi miejsc, które zamierzasz poznać. Będziesz miał ułatwione zadanie, jeżeli wyrosłeś wśród ludzi, którzy kochają góry i często w nich bywają.

Tereny górskie zajmują niewielki procent powierzchni Polski. Tworzą natomiast unikalne zespoły florystyczne, faunistyczne, wodne, skalne. Góry zawsze będą źródłem natchnienia artystycznego. Istnieją po to by wybrańcy, tylko ci którzy je szanują, mogli poczuć, będąc w nich, swoją oryginalność i bezgraniczną radość bycia ich cząstką.

Wobec łatwej dostępności góry nasze stały się terenem intensywnej penetracji ludzkiej, która przejawiała się miedzy innymi poprzez pasterstwo, wycinkę lasów, powstanie w dolinach i na przedgórzu zakładów przemysłowych, nieskrępowany niczym ruch turystyczny. Pieniądz wygrał z ludzkim rozsądkiem i zniewolił góralski lud. I myliłby się ten, który twierdzi, że tak było i to się więcej nie powtórzy. Tak jest. Zmieniły się tylko akcenty. Nikt już nie myśli o dodatkowych owcach na halach czy o lokalizowaniu hut w Tatrach. Jestem natomiast pewny, że gdyby nie krępowano administracyjnie i nie wyrażano społecznej dezaprobaty dla pewnych idei i pomysłów, to już dawno mielibyśmy udostępnione drogami szybkiego ruchu co ładniejsze doliny, kolejki zębate lub linowe miałyby górne swoje stacje na Tarnicy, Babiej Górze czy też Świnicy, a na Giewoncie olbrzymi neon zapraszałby do odwiedzenia nowo otwartego Mc Donalds'a. Nasze góry nie są po to, bo są za ładne i jest ich mało, aby w ten sposób je szpecić. I między innymi dlatego tworzy się prawne bariery w postaci utworzenia Parku Narodowego czy też Parku Krajobrazowego, by drzemiące w ludziach mózgach idiotyzmy nie mogły znaleźć skutecznego ujścia.

LUDZIE. Obraz człowieka w górach jest wypadkową cech fizycznych i konstrukcji wewnętrznej osobnika. Istotny jest stopień wykształcenia turysty. Ludzi w naszych górach jest coraz mniej. Typowy turysta nie jest najlepiej wyekwipowany. Wyłączam z dyskusji ceprów, bo to i temat żenujący a ci co należą do tej grupy nie warci są dłuższej wzmianki, chociaż to oni nabijają kasę właścicielom schronisk i knajp, dyrekcjom Parków Narodowych, kierowcom i woźnicom, handlarzom pseudopamiątek itp.

13 lipca 2002 - Okolice Niemcowej (Beskid Sądecki)
13 lipca 2002 - Okolice Niemcowej (Beskid Sądecki)
Fot. Wojciech Rosik

Dobre ciuchy to znaczny wydatek, a pamiętajmy, że znaczną część turystów stanowią ludzie młodzi. Jeżeli zwiedzamy góry opierając się o stałą bazę, to wystarczy standardowy zestaw odzieży. Zestaw na lato to :but ponad kostkę (na wibramie), dwie pary skarpet, spodnie typu pumpy, koszulka przeciwpotna, polar i coś na deszcz. W plecaku powinny się jeszcze znalęźć zapasowe ciuchy oraz czapka, rękawice, czołówka, mała apteczka, kompas, mapa i oczywiście coś do picia i jedzenia. Nie zapominajmy o dokumentach, kilku groszach i wspomnianym wyżej telefonie komórkowym.

Spotykałem ludzi ubranych tak jakby szli na spacer po molo. Buciki na obcasie, różnego typu klapki, lakierki, białe koszule, w rękach reklamówki. Tak jest ubrana ta szara masa, która na szczęście nie dociera zbyt wysoko, chociaż zdarzają się takie rodzynki.

Spotykałem ludzi miłych i życzliwych, mieszkańców terenów przez które przechodziłem. Zawsze służyli pomocą gdy pytałem ich o właściwą drogę, o jakiś punkt we wsi czy w mieście. Tylko w dwóch przypadkach spotkałem złych ludzi. Pierwszym był ktoś kto chciał mi wskazać nie tą drogę co trzeba (w Ogrodzonej), drugim podpity facet w restauracji w Koniakowie.

1 sierpnia 2002 - Otmuchów: nieczynna linia kolejowa
1 sierpnia 2002 - Otmuchów: nieczynna linia kolejowa
Fot. Wojciech Rosik

Spotkałem też turystów którzy zachowywali się w schronisku jak zwykłe chamy. Takimi było kilku polskich podłogowców w "Murowańcu" (obok spali cudzoziemcy), którzy wariowali długo po nastaniu ciszy nocnej, takimi było też polsko-niemieckie towarzystwo zabawiające się do 1.00 w nocy w schronisku "Groń" na Palenicy (Szczawnica).

Trafiłem też na nocleg w cudownym miejscu, ale co z tego skoro nie dane mi było wyspać się tak jak trzeba, co zawdzięczam miejscowej i w pobliżu mieszkającym młodym ludziom. W Krzyżanowicach, w pierwszą noc odbywała się dyskoteka, w noc drugą zabawa w restauracji.