Raport końcowy
Czas wyprawy
Tych szczęśliwych dni było 59. Po udanej wyprawie nawet te gorsze dni są super. Niemniej sukces wyprawy nie powinien przesłaniać tego, co było naganne na wyprawie jak i na jej drodze. Należy sobie tylko postawić pytanie, czy pisanie o tych sprawach dwa miesiące po zakończeniu ekspedycji nie spłyci tej problematyki? Wydaje się, że nie. Chłodne oko pozwoli na bardziej obiektywną ocenę tego, co składa się na pojęcie TURYSTYKA GÓRSKA.
Zaczęliśmy naszą wyprawę w miejscu w którym nie każdemu jest dane być. Mowa o bieszczadzkim odcinku granicznym zawartym pomiędzy punktem widokowym położonym nad Przełęczą Użocką a przełęczą Bukowską. Tu nie prowadzi żaden szlak, a pod nogami wędrowca wije się wąska nitka dawno wydeptanej ścieżki. Jesteśmy na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego, który od 1991 roku wchodzi w skład Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery "Karpaty Wschodnie". W każdych górach powinny być izolowane od wszelkiego ruchu, w tym turystycznego, unikalne pod pewnymi względami miejsca. To jest jedno z tych miejsc.
Nasza ścieżka prowadzi poprzez wyrwany ludzkim zakusom teren. W końcu po to dano turystom do zdeptania inne lasy i połoniny, aby nad potokiem Niedźwiedzim, w rejonie lasów Opołonka czy na połoninie pod szczytem Kińczczyka Bukowskiego naukowcy różnych specjalności mogli prowadzić badania nad tym skomplikowanym, w formie i treści, przyrodniczym organizmem. Zaczęliśmy wyprawę w miejscu szczególnym może i dlatego, że dostępnym dla wybrańców losu. Przynajmniej za takich się uważamy. Dziękujemy w tym miejscu Dyrektorowi Bieszczadzkiego Parku Narodowego inż. Wojomirowi Wojciechowskiemu za życzliwe przyjęcie i pomoc w realizacji, jakże trudnego i pasjonującego, pierwszego dnia wyprawy.